Kiedyś myślałam, że ten moment będzie magiczny. Tak, jakbym spotkała jakąś gwiazdę z Hollywood. W końcu i o gwiazdach i o uchodźcach słyszymy tylko zza szklanego/dotykowego ekranu. Wręcz nie mogłam się doczekać spotkania (mam ochotę napisać to z wielkiej litery).
W rzeczywistości nic nie było tak pompatyczne i wzniosłe. To stało się już ponad rok temu, w Jordanii. I było bardzo „zwykłe”. Poznałam wtedy kilkanaście kobiet i ich dzieci z Syrii mieszkających na pustkowiu na obrzeżach Ammanu. Próbowałam nawet o nich pisać, ale nie umiałam wydusić z siebie słowa. Bałam się zadawać trudne pytania, choć one same bardzo często poruszały temat. Ich życie to było jedno wielkie czekanie.
Możliwości były dwie: zamieszkać w obozie dla uchodźców, w namiotach i liczyć na pomoc UNHCR albo zamieszkać poza obozem w wynajmowanych mieszkaniach bez możliwości podjęcia legalnej pracy i liczyć na pomoc innych organizacji. Szalenie miła perspektywa, prawda?
Odwiedzałam Syryjki przez pół roku na ich pustkowiu pod Ammanem. Refleksja była jedna. Nigdy nie sądziłam, że życie na wygnaniu w praktyce oznacza bierne czekanie, aż coś się zmieni. Może za miesiąc, rok? Bezterminowe czekanie. Dzień w dzień.
Jak długo można mieszkać w namiocie?
Większość uchodźców z Syrii przebywających w Jordanii nie mieszka na stałe w obozach. Wynajmują mieszkania i żyją z oszczędności bądź dzięki pomocy z zewnątrz. Caritas Polska i program Polska Pomoc już od ponad pół roku wspierają syryjskich uchodźców zapewniając im opłacenie czynszu.
Projekt jest współfinansowany w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.